Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.
—   85   —

piej świat, niż inne, od pierwszego rzutu oka poznała króla po uszanowaniu, jakie mu okazywali przyboczni. Poznawszy króla, wróciła do siebie, co było jedynym środkiem nieobrażania godności swego stanu. Lecz jednocześnie przez mniszki przysłała różnego rodzaju lekarstwa orzeźwiające, rozkazując nadto, aby zamknąć drzwi wchodowe. A właśnie był już czas na to, gdyż boleść króla stała się rozpaczliwą i głośną. Król chciał posłać po swego lekarza, lecz La Valliere wróciła już do życia. Otwierając oczy, ujrzała króla u swych nóg, lecz nie poznała go, gdyż wydała tylko głębokie westchnienie. Ludwik wpatrywał się w nią z zajęciem. W końcu jej błędny wzrok zatrzymał się na królu. Teraz poznała go i chciała się wydrzeć z jego objęć.
— Jakto — rzekła słabym głosem — ofiara nie spełniła się jeszcze?...
— O nie!... nie!... — rzekł król — nie spełni się, przysięgam ci.
Powstała słaba i zmęczona.
— A jednak trzeba, trzeba, aby się spełniła. Najjaśniejszy Panie, nie zatrzymuj mię dłużej.
— Ja miałbym na to pozwolić — rzekł Ludwik — nigdy, nigdy.
— Teraz czas jest wyjść — pomyślał d‘Artagnan — kiedy już do siebie mówią, to myśmy tu niepotrzebni.
D‘Artagnan wyszedł i kochankowie zostali sami.
— Najjaśniejszy Panie — mówiła La Valliere — nie niszcz całej mojej przyszłości, to jest nadziei zbawienia; nie niszcz swojej chwały dla chwilowego przywidzenia.
— Przywidzenia?... — podchwycił król.
— Tak, Najjaśniejszy Panie, nie kochasz mnie?
— I ty tak mówisz, Ludwiko? — zawołał król z bólu.
— Najjaśniejszy Panie!... nie mogłeś kochać tej, której tak okropne zadałeś męczarnie.
— Co mówisz?... wytłumacz się jaśniej!
— Powiedz, Najjaśniejszy Panie!... czegoś wymagał ode mnie wczoraj rano?... Aby cię kochać?... Cóżeś mi przyobie-