Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.
—   95   —

— Pod słodką powierzchownością — mówiła dalej księżna — ukrywa charakter chytry i złośliwy.
— Ona?
— Ty jej nie znasz, Najjaśniejszy Panie, i mogłeś się omylić, ale ja znam ją doskonale, ona jest zdolną wzniecić niezgodę między najlepszymi krewnymi i najwierniejszymi przyjaciółmi. Patrz i teraz ileż to już między nami niezgody!
— Temu zaprzeczam!... — rzekł król.
— Najjaśniejszy Panie, uważaj — i teraz! żyliśmy w najlepszem porozumieniu, a jej chytrość i kłamane skargi wywołały niezadowolenie ze mnie Waszej Królewskiej Mości.
— Przysięgam, — rzekł król — iż nigdy wyraz skargi nie wyszedł z jej ust, przysięgam, że pomimo mojego uniesienia, nie chciała się żalić na nikogo. Przysięgam, że nie masz dla siebie szczerszej i życzliwszej przyjaciółki, niż ona.
— Przyjaciółki... — podchwyciła księżna z wyrazem najwyższej pogardy.
— Strzeż się, pani — odrzekł król — panna La Valliere będzie tem, czem zechcę, ażeby była jutro, jeżeli mi się podoba, zasiądzie na tronie.
— Ale przynajmniej na nim się nie urodziła, i wszystko możesz Wasza Królewska Mość zrobić dla jej przyszłości, ale nie dla przeszłości.
— Pani! byłem dla niej pełen względów i uprzejmości, nie chciej mi więc przypominać, że jestem królem.
— Powtórzyłeś mi to już dwa razy, Najjaśniejszy Panie! I miałam zaszczyt powiedzieć, że będę posłuszną.
— A zatem zechcesz mi sprawić przyjemność, ażeby La Valliere wróciła do ciebie.
— A to na co? skoro jej ofiarowujesz tron, wówczas ja za mało jestem znacząca, abym mogła być opiekunką takiej władczyni!
— Dość tej złośliwości i wzgardy. Zrób dla mnie tę łaskę.
— Nigdy.
— Miałem nadzieję, że przypomnisz sobie naszą przyjaźń, że mię będziesz uważała za brata.