Podał Raulowi kieliszek, ten z gorączkowym pośpiechem umoczył w nim usta i rzekł również gwałtownie:
— Pomyślałem już o czemś, Wasza książęca mość. Czy raczysz mi przyrzec, iż zgodzisz się na moje życzenia?
— Pardieu! słowo się rzekło.
— Pragnę jechać z waszą książęcą mością do Dżidżelli.
Athos pobladł, nie będąc w stanie ukryć swego pomieszania.
Książę popatrzył na przyjaciela z wyrazem, jakgdyby chciał mu dopomóc do odparcia tego nieprzewidzianego ciosu.
— To trudno, drogi mój wicehrabio, bardzo trudno — dodał głosem zniżonym.
— Wybacz mi, książę, moją niedelikatność — odparł głosem stanowczym Raul — lecz ponieważ sam upoważniłeś mnie do objawienia mych życzeń...
— No i cóż!... — odezwał się książę, — jedzie czy nie jedzie? jeżeli jedzie, hrabio, będzie moim adjutantem, synem moim.
— Książę!... — wykrzyknął Raul, zginając przed nim kolana.
— Mości książę — zawołał Athos, ujmując Beauforta za rękę — Raul uczyni, jak będzie chciał.
— O! nie, panie, jak ty rozkażesz — przerwał młodzieniec.
— Corbleu!... — zaklął książę — nie tak będzie, jak chce hrabia lub wicehrabia, lecz tak jak ja będę chciał. Zabieram go. Marynarka to świetna przyszłość, przyjacielu.
Tak smutno uśmiechnął się Raul, że tym razem serce Athosa ścisnęło się boleśnie.
Książę, widząc, że późna godzina, powstał, mówiąc z pośpiechem:
— Pilno mi; lecz, gdyby mi powiedziano, że straciłem czas na rozmowie z przyjacielem, odpowiedziałbym, że zrobiłem dobry nabytek.
— Książę — przerwał mu Raul — nie mów o tem aby królowi, bo nie jemu służyć będę.
— E! a komu, przyjacielu?
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.
— 104 —