Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.
—   108   —

Zapomniany od wszystkich, z głową w tył przechyloną, bezsilny, z otwartemi ustami, aby dać ujście ciężkim westchnieniom, siedział tak Raul w owym przedpokoju, gdy naraz zaszeleściała suknia we drzwiach bocznych, prowadzących z salonu do tej galerji.
Kobieta młoda, ładna, z twarzyczką śmiechem rozpromienioną, wchodziła tamtędy, strofując oficera służbowego, oficer odpowiadał spokojnie, lecz stanowczo; była to raczej sprzeczka pomiędzy kochankami, aniżeli spór ludzi światowych, skończyła się więc ucałowaniem pieszczonych rączek młodej damy. Nagle, spostrzegłszy Raula, dama zamilkła, i, odpychając oficera:
— Uciekaj, Malicorne — szepnęła — nie przypuszczałam, aby ktoś się tu znajdował. Przeklinam cię, jeżeli słyszano nas lub też widziano!
Malicorne zemknął rzeczywiście. Młoda dama postąpiła z tyłu ku Raulowi i, wyciągając z rozkoszną minką szyję:
— Pan jesteś człowiekiem rycerskim — rzekła — i bez wątpienia..
I urwała, aby wydać okrzyk.
— Raul!... — rzekła, rumieniąc się.
— Panna de Montalais!... — wymówił Raul blady, jak śmierć.
Zerwał się z siedzenia i chciał uciekać, potykając się na śliskiej mozajce posadzki; lecz ona zrozumiała tę dziką i okrutną boleść, czuła, że w ucieczcze Raula tkwiło oskarżenie jej, lub conajmniej podejrzenie, na niej ciążące.
— A!... panie — odezwała się pogardliwie — postępowania twoje jest niegodne szlachcica. Serce moje pragnie rozmowy z tobą; kompromitujesz mnie grubjańskiem nieledwie przyjęciem; źle robisz, mój panie, że nie jesteś w stanie odróżnić przyjaciół od wrogów swoich. Żegnaj! Raul poprzysiągł nigdy nie mówić o Ludwice, nie spojrzeć na tych, co na nią patrzyli, uciekał w kraje nieznane, aby nigdy nie spotkać tego na czem wzrok Ludwiki spoczął, lub czego dotknąć się mogła. Lecz gdy przeminęło pierwsze wzburzenie zranionej dumy widok