je także przebaczy. Wolni jesteście oboje, kochajcie się i bądźcie szczęśliwi!
Księżna wpadła chwilowo w rozpacz niewysłowioną; pomimo najwyższej delikatności, jakiej Raul dał dowody, wstręt ją ogarniał na myśl znajdowania się na czyjejś łasce lub niełasce.
Zrozumiał ją Raul i raz jeszcze pośpieszył jej z pomocą.
Zgiąwszy przed nią kolano, przemówił zcicha:
— Pani, za parę dni opuszczam Paryż, a za dwa tygodnie żegnam na zawsze Francję, nie ujrzą mnie tu już nigdy.
— Odjeżdżasz pan? — a radość sercem jej zawładnęła.
— Z panem de Beaufort.
— Do Afryki!... — zawołał de Guiche. — Ty, Raulu?.. O!.. mój najdroższy, do Afryki, skąd nikt żywy nie powraca.
I niepomny na nic, zapominając, iż tem więcej jeszcze niż obecnością swoją kompromituje księżne.
— Niewdzięczny — rzekł on — nie poradziłeś mnie się nawet.
I rzucił się w jego objęcia.
W ciągu tego czasu Montalais usunęła księżnę i sama znikła bez śladu.
Raul przesunął ręką po czole i rzekł z uśmiechem:
— Chyba to był sen!
Następnie, zwracając się do Guicha, jak gdyby wracała mu przytomność, rzekł gorączkowo:
— Przyjacielu, przed tobą, który jesteś wybrańcem mojego serca, nie mam nic skrytego: ja życie moje tam położę, tajemnica twoja roku nie przeżyje.
— O!.. Raulu!.. mężczyzną jesteś!
— Chcesz poznać myśl moją, Guichu? Słuchaj: oto więcej żyć będę leżąc, pod ziemią, aniżeli żyję w ciągu tego miesiąca, niosąc na ziemi ciężar swojej strasznej boleści.
De Guiche chciał go przekonywać.
— Ani słowa już o mnie — przerwał mu Raul — jedna tylko rada dla ciebie, drogi przyjacielu; to, co mam powiedzieć, jest o wiele ważniejszem.
— Dlaczego?....
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.
— 112 —