Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.
—   126   —

ś-go Honorjusza. Umówili się o cenę, lecz szlachcic przyprowadził ogromną, zamkniętą karetę, jaką, pomimo największych trudności pragnął wpakować na statek. Rybak chciał zerwać umowę. Począł krzyczeć i grozić, lecz opór jego miał taki jedynie skutek, że oberwał niezliczoną ilość kijów, wymierzonych ręką silną i wprawną. Klnąc i złorzecząc, rybak udał się pod opiekę syndyka w Antibach, który rozciąga swą pieczę nad rybakami i wymierza im sprawiedliwość: lecz szlachcic pokazał jakiś papier, na którego widok syndyk począł kłaniać się nisko, a jemu rybakowi, rozkazał być posłusznym a w dodatku wyłajał za to, iż śmiał stawiać opór. Zaraz potem odbili od brzegu, ma się rozumieć z ładunkiem, jaki wpakował ów szlachcic.
— Lecz to wszystko nie tłumaczy mi, dlaczego się twój statek rozbił?... — rzekł Athos.
— Oto jak było: Odbiłem do wyspy Ś-go Honorjusza, tak jak mi mówił ów szlachcic, lecz w drodze zmienił on zdanie i utrzymywał, że nie potrafię przepłynąć z południowej strony opactwa.
— Dlaczegóż to?
— Dlatego, proszę pana, że naprzeciw czworokątnej wieży klasztoru Benedyktynów, jak raz na południe, znajduje się skała Mnichów.
— Jaka skała?... — zapytał Athos.
— Skała podwodna, przejście niebezpieczne okrutnie, lecz ja przebywałem je z tysiąc razy; mój szlachcic zażądał tedy, ażebym go wysadził na wyspę ś-tej Małgorzaty.
— Cóż dalej.
— Otóż proszę pana — zawołał rybak ze złością — albo jest się marynarzem, albo niczem; albo zna się dobrze wszystkie przesmyki, lub jest się po prostu kałużą wody słodkiej. Uparłem się, że przepłynę.... Szlachcic ujął mnie za gardło i najspokojniej w świecie oświadczył, że będzie zmuszony zadusić mnie... Pomocnik mój złapał za topór i ja także... Musieliśmy przecie pomścić zniewagę... Lecz szlachcic wziął szpadę do ręki i wywijał nią tak szybko, iż nie mogliśmy się zbliżyć.