przyzwyczaiłem się mierzyć długo, zanim dam ognia! Zdawało mi się, że was poznaję... O, co za szczęście, najdrożsi moi!...
D‘Artagnan otarł pot z czoła, biegł bowiem szybko, a wzruszenie dech mu zapierało.
— Więc to jest sam gubernator, ten, który do nas strzelał?...
— Tak, we własnej osobie.
— Z jakiegoż powodu?... Cóżeśmy mu zawinili?...
— Przecież podnieśliście to, co więzień wyrzucił.
— A!... prawda.
— Ten półmisek... więzień napisał coś na nim, wszak prawda?..
— Tak.
— Byłem pewny. O, mój Boże!...
D‘Artagnan z oznakami najwyższego niepokoju, wziął półmisek, przeczytał napis i zbladł śmiertelnie.
— O, Boże!... — powtórzył.
— Więc to prawda?... — rzekł Athos półgłosem.
— Cicho!... gubernator nadchodzi.
— Cóż nam zrobić mogą?... Czyż to nasza wina?...
— Cicho!... mówię wam, sza!... Jeżeli domyślą się, że czytaliście, jeżeli będą podejrzewać, że zrozumieliście, w takim razie, drodzy przyjaciele, wiecie, że dałbym się zabić za was... lecz...
— Lecz?... — powtórzyli jednocześnie Athos i Raul.
— Lecz nie wybawię was od dożywotnego więzienia, gdybym nawet potrafił uchronić was od śmierci. Dlatego też błagam was, nie mówcie ani słowa!...
Gubernator przebył fosę po kładce położonej i zbliżał się właśnie.
— Co to jest!... rzekł do d‘Artagnana — dlaczego się wstrzymaliśmy?...
— Jesteście hiszpanie, nie rozumiecie ani słowa po francusku — rzekł kapitan cicho do przyjaciół. — Otóż — dodał, zwracając się do gubernatora — miałem rację, ci panowie to dwaj wojskowi hiszpańscy, których poznałem w Ypres, w zeszłym roku. Nie umieją wcale po francusku.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.
— 131 —