Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
—   145   —

— Tak — odparł Athos.
Odezwały się bębny, trąbki i napełniły powietrze wesołym odgłosem.
Z miasta poczęły wychodzić pułki, biorące udział w wyprawie. Szło ich aż pięć, każdy złożony z czterdziestu oddziałów.
Na ostatku ukazał się sam książę, otoczony sztabem swoim.
Raul z Athosem skierowali się ku przystani, aby młodzieniec mógł zająć właściwe miejsce w otoczeniu wodza naczelnego. Grimaud z młodzieńczą werwą transportował bagaże na okręt admiralski. Athos trzymał syna pod rękę i oddawał się czarnej rozpaczy. Nadbiegł oficer ze świty książęcej, donosząc, że pan de Beaufort pragnie mieć Raul a przy boku swoim.
— Chciej pan powiedzieć księciu — zawołał młodzieniec — iż proszę go tę ostatnią godzinę swobody, ażeby ją spędzić z hrabią de La Fere.
— Nie, nie — przerwał Athos — adjutant nie ma prawa odstępować swego generała. Racz pan donieść księciu, że wicehrabia stawi się natychmiast.
Oficer zawrócił i popędził galopem.
— Musimy rozstać się — dodał hrabia — a czy to nastąpi tutaj, czy tam, parę minut później, zawsze to będzie rozstanie. — Poprawił starannie ubranie na synu, a idąc gładził mu ręką włosy.
— Potrzebujesz pieniędzy, Raulu — rzekł — pan de Beaufort otacza się zbytkiem; pewien jestem, że miał ochotę kupić piękne konie i broń wykwintną, a rzeczy te są właśnie doskonałe tam, dokąd się udajesz. Ponieważ zaś jesteś ochotnikiem, nie powinieneś rachować, ani na żołd, ani na żadne inne dochody. Chcę zatem, ażeby ci na niczem nie zbywało w Dżidżeli. Daję ci dwieście pistolów, wydaj je, Raulu drogi, jeżeli chcesz mi zrobić przyjemność.
Raul uścisnął rękę ojca, a tuż na skręcie ulicy zobaczyli pana de Beaufort na pysznym białym dzianecie hiszpańskim, kłaniającego się na wszystkie strony, w odpowiedzi na okrzy-