Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.
—   151   —

go, lecz, widząc, że chce mówić z kapitanem muszkieterów, usunęli się na bok.
Król obejrzał się jeszcze, czy nie ujrzy La Valliery, nie mogąc zrozumieć, dlaczego jej niema, nareszcie wprowadził d‘Artagnana, aż do gabinetu swojego i tam zapytał:
— No cóż, gdzie więzień?
— W więzieniu, Najjaśniejszy Panie.
— O czem rozmawiał przez drogę?
— Nic nie mówił, Najjaśniejszy Panie.
— A co robił?
— W chwili, gdyśmy się przeprawiali na Ś-tą Małgorzatę, rybak, na którego statku płynęliśmy, zbuntował się i chciał mnie zabić. Otóż, więzień bronił mnie, zamiast starać się skorzystać ze sposobności i myśleć o ucieczcze...
Król pobladł.
— Dosyć! — rzekł.
D‘Artagnan skłonił się znowu.
Ludwik chodził wzburzony wzdłuż i wszerz gabinetu.
— Byłeś w Antybach? — rzekł — kiedy pan de Beaufort tam przybył?.
— Nie, Najjaśniejszy Panie, wtedy właśnie wyjechałem.
— A!
Znowu milczenie.
— Cóż tam widziałeś?
— Dużo ludzi — odparł d‘Artagnan chłodno.
Król poznał, że d‘Artagnan nie ma ochoty opowiadać.
— Rozkazałem ci powrócić, kapitanie, aby ci powiedzieć, że masz jechać i przygotować dla mnie kwaterę w Nantes.
— W Nantes? — zawołał d‘Artagnan.
— W Bretanji.
— Tak, Najjaśniejszy Panie, wiem, że to w Bretanji — Wasza Królewska Mość udaje się aż do Nantes?
— Zbierze się tam wielka rada — odrzekł król. — Mam jej postawić dwa żądania; chcę zatem zrobić to osobiście.
— Kiedy mam wyjechać?