— Dziś w wieczór... jutro wieczorem, ponieważ potrzebujesz odpocząć.
— Nie jestem zmęczony, Najjaśniejszy Panie.
— Tem lepiej... Zatem dziś, albo jutro, jak ci się podoba.
D‘Artagnan pożegnał króla i chciał wyjść, lecz, widząc, że tenże chciałby jeszcze coś powiedzieć:
— Najjaśniejszy Panie — odezwał się, zbliżając — czy Wasza Królewska Mość zabiera dwór z sobą?
— Ma się rozumieć.
— Więc z pewnością potrzebni będą muszkieterowie?...
Król spuścił oczy przed bystrym wzrokiem kapitana.
— Zabierz całą brygadę — odpowiedział.
— Czy to już wszystko?... Król nie ma innych rozkazów do wydania?...
— Nie... Ale!... ale...
— Słucham.
— W zamku Nantejskim, który jest bardzo źle utrzymany, postawisz wartę muszkieterów, przy drzwiach każdego z głównych dygnitarzy, jacy tam ze mną przybędą.
— Naprzykład: przy drzwiach pana de Lyonne?...
— Tak.
— Pana Letelier?...
— Tak.
— Pana de Brienne?...
— Tak.
— I pana ministra skarbu?...
— Ma się rozumieć.
— Dobrze, Najjaśniejszy Panie!... Wyjeżdżam jutro...
— Słówko jeszcze, panie d‘Artagnanie. Spotkasz się w Nantes z księciem de Gevres, dowódzcą gwardji. Staraj się rozstawić swoich muszkieterów, przed przybyciem jego straży... Kto pierwszy, ten lepszy.
— Rozumiem, Najjaśniejszy panie.
— A wrazie gdyby pan de Gevres chciał od ciebie tłomaczenia?...
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.
— 152 —