— Zaraz dziś wieczorem?
— Za godzinę.
— Natychmiast!
— Mając siedemset tysięcy liwrów, odbudujesz swój majątek i znaczenie.... — odezwał się opat. Któż nam zabroni uzbroić korsarzy, gdy staniemy w Belle-Isle?
— Wrazie potrzeby, pójdziemy na odkrycie nowego świata — dodał la Fontaine, któremu projekty w głowie zawróciły.
Stuknięcie we drzwi przerwało radosne marzenia.
— Kurjer królewski!.. — zawołał marszałek dworu.
Nastała cisza głęboka, jakgdyby ten kurjer przyniósł odpowiedź na wszystkie, projekty, przed chwilą wygłoszone. Fouquet przeszedł do gabinetu na przyjęcie posła Jego Królewskiej Mości. Cisza panowała w pokojach i pomiędzy służbą, słychać też było w sali jadalnej głos Fouqueta odpowiadający:
— Dobrze, panie.
A jednak głos ten byt złamany wzruszeniem.
Nakoniec Fouquet; ukazał się sam w sali, lecz nie był już blady i mizerny jak wtedy, gdy opuszczał towarzystwo, teraz stał się sinym, istny trup żyjący, który z tamtego świata przyszedł powitać dawnych znajomych. Wszyscy powstali i podbiegli ku niemu. On zaś, patrząc na Pellissona, wsparł się na ramieniu żony i uścisnął zimną rączkę pani de Belliere.
— Patrzcie... — odezwał się grobowym głosem.
— Co się stało?... na Boga!.... — zawołano.
Fouquet wyciągnął prawą rękę i pokazał papier, który Pellisson pochwycił.
Czytał, co następuje, ręką króla skreślone:
„Miły nam i kochany panie Fouquet przyślij nam pieniędzy, które mamy u ciebie, siedemset tysięcy liwrów, jakie potrzebne są nam dzisiaj, na wyjazd nasz z Luwru.
„Wiedząc, że zdrowie pańskie jest w złym stanie, prosimy Boga, aby ci je powrócił i miał cię w Świętej swojej opiece.
„List ten oznacza pokwitowanie“.