Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.
—   162   —

— I ja tak myślę.
— Któż więc inny działa na króla?
— Jest ktoś, bardzo nawet potężny.
— Może królowa matka?
— Jej Królewska Mość, królowa matka ma daleko większa słabość dla pana Fouqueta niż dla syna swojego...
— Nie wierz pan temu — rzekła stara z uśmiechem.
— O ja bardzo często na to patrzyłem — odparł Colbert z niedowierzeniem.
— Dawniej, wszak prawda?
— Teraz, świeżo, księżno, w czasie pobytu w Vaux. Ona przecież przeszkodziła aresztowaniu pana Fouqueta.
— Zdania się zmieniają, kochany panie. Dzisiaj królowa myśli inaczej, niż wczoraj...
— Dlaczego?
— Cóż panu zależy na powodach?
— Przeciwnie, bardzo zależy; ponieważ, gdybym miał pewność, że nie obrażę Jej Królewskiej Mości, w takim razie pozbyłbym się skrupułów...
— Słyszałeś zapewne o wielkiej tajemnicy?
— O tajemnicy?
— Nazywaj to, jak ci się podoba. Otóż królowa matka czuje wstręt do wszystkich, którzy w jakikolwiek bądź sposób przyczynili się do odkrycia tej tajemnicy, a pan Fouquet, jak sądzę, jest jednym z tych ludzi...
— Można być zatem pewnym przyzwolenia królowej matki?
— Widziałem dziś Najjaśniejszą Panią i z jej ust to słyszałam.
— Wierzę pani.
— Więcej ci powiem: znasz może człowieka, który był serdecznym przyjacielem pana Fouquet, niejakiego d‘Herblay, biskupa, jak mi się zdaje?
— Biskupa z Vannes.
— Otóż tego pana d‘Herblay, znającego również straszną tajemnicę, królowa matka rozkazała ścigać zapamiętale.
— Znajdziemy pana d‘Herblay, księżno.