Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.
—   164   —

Cała nienawiść księżny wyszła teraz na jaw.
— Jest to zdobycz kobieca — rzekła — a królowa jest kobietą. Jeżeli chce, ażeby ujęto pana d‘Herblay, to ma ważne potemu powody... A czyż pan d‘Herblay nie jest przyjacielem tego, który popadł w niełaskę?
— O! to nic nie znaczy!... — mówił Colbert. Będziemy patrzyli przez szpary na pana d‘Herblay, jeżeli tylko nie jest wrogiem króla. Czy się to pani nie podoba?
— Wszak ja nic nie mówię.
— Tak... chciałabyś go pani widzieć w więzieniu, w Bastylji naprzykład.
— Sądzę, że mury Bastylji pewniej ukryją tajemnicę, niż mury Belle-Isle.
— Jeżeli wreszcie tak bardzo pani chodzi, ażeby ten buntownik był uwięziony, to zaręczam że go złapiemy.
— Belle-Isle jest ufortyfikowana, panie Colbert, a ufortyfikowana przez niego samego.
— Choćby jej sam nawet bronił, to przecież nie jest niezdobytą: jeżeli biskup z Vannes zamknie się w Belle-Isle, w takim razie zarządzimy oblężenie i dostaniemy pana biskupa.
— Bardzo dobrze, panie Colbert, od tej chwili jesteśmy prawdziwymi sprzymierzeńcami, a ja zawsze gotową będę na twoje usługi.
— O, pani, to ja oddaję się na twoje... Kawaler d‘Herblay jest szpiegiem hiszpańskim, wszak prawda?
— Trochę więcej.
— Ambasadorom tajnym?
— Idź pan wyżej.
— Król Filip III-ci jest bigotem. Zatem... spowiednikiem Filipa III-go?
— Jeszcze wyżej.
— Mordieu!... — krzyknął Colbert, zapominając się wobec wielkiej damy, przyjaciółki królowej, wobec księżny de Chevreuse — więc to generał Jezuitów?
— Zgadłeś pan — odparła księżną.