— O, pani, trzeba się spieszyć, bo, jeżeli my go nie zgubimy, ten człowiek nas zgubi!...
— Takie było i moje zdanie, lecz nie śmiałam z niem się odzywać.
— Całe szczęście, że zamiast do nas, zabrał siłę do spraw królewskich.
— Zanotuj to sobie, panie Colbert: pan d‘Herblay nie zniechęca się nigdy, jeżeli raz mu się co nie uda, zaczyna na nowo. Nie udało mu się wprawdzie zrobić króla po swojej myśli, lecz prędzej czy później wynajdzie sobie innego, u którego pan nie będziesz pierwszym ministrem.
Colbert zmarszczył groźnie czoło.
— Rachuję na to, że więzienie ureguluje nam tę sprawę, w sposób zadawalający nas oboje.
Księżna uśmiechnęła się.
— O!... gdybyś pan wiedział, z ilu to już więzień Aramis się wydostał!...
— Damy więc spokój więzieniu — odparł zcicha Colbert — znajdziemy schronienie, skąd i niezwyciężony nie wyjdzie.
— Tak będzie lepiej, kochany nasz sprzymierzeńcze!... — odrzekła księżna. — Lecz późno już, może powrócimy?...
— Tem chętniej, łaskawa pani, że muszę się przygotować do wyjazdu z królem.
— Do Paryża!... — krzyknęła księżna woźnicy.
Kareta zawróciła na przedmieście świętego Antoniego, po zawarciu traktatu, jaki wydawał na śmierć ostatniego przyjaciela pana Fouquet.
Ostatniego obrońcę Belle-Isle.
Dawnego kochanka Marji Michon, a obecnie wroga księżny.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.
— 165 —