Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.
—   167   —

Gourville zadrżał i wstąpił na wyniesienie, aby lepiej widzieć.
Fouquet nie poszedł za nim, tylko rzekł z tajoną nieufnością:
— Zobacz, co to takiego, mój drogi.
Gabar minął załam rzeki i płynął tak prędko, iż widać było poza nim białą piane na wodzie, błyszcząca w blasku słońca.
— A to lecą! — powtarzał sternik — to mi dopiero śmigają! muszą być dobrze zapłaceni. Nie przypuszczałem nigdy, ażeby można lepiej od nas wiosłować, przekonywam się teraz, że jednak można!...
— Spodziewam się! — zawołał jeden z ludzi — jest ich dwunastu, a nas ośmiu tylko.
— Dwunastu przy wiosłach! — rzekł Gourville — to niepodobna!
Nie używano bowiem nigdy więcej nad ośmiu wioślarzy na gabar, nawet dla samego króla.
— Co to znaczy — mówił Gourville, starając się rozpoznać — kto jest na pomoście statku.
— A to im pilno! Lecz to nie król jedzie — rzekł sternik.
Teraz Fouquet zadrżał.
— Po czem poznajesz, że to nie król? — zapytał Gourville.
— Najprzód po tem, że niema chorągwi białej w żółte linje, która zawsze znajduje się na gabarze królewskim.
— Następnie — przerwał Fouquet — dlatego, że niepodobna, ażeby to był król, Gourvillu, przecież król wczoraj jeszcze znajdował się w Paryżu.
Sternik zauważył niepokój panów. Gourville odezwał się, aby go zbić z tropu:
— Pewnie to jaki dobry przyjaciel, który założył się, że nas dogoni; otóż wygrajmy zakład i nie dajmy się złapać.
Sternik chciał odpowiedzieć, że to niepodobieństwo, gdy Fouquet odezwał się z dumą:
— Jeżeli to ktoś, co chce nas dogonić, pozwólmy mu na tę satysfakcję.
— Spróbujemy sił naszych, panie miłościwy — rzekł sternik nieśmiało. — Dalej, chłopcy, żwawo! naprzód!