Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.
—   169   —

W ten sposób gabary płynęły aż do Nantes. Skoro minister przybił do przystani, Gourville spodziewał się, że zdoła uniknąć spotkania i wsiąść do powozu. Próżne nadzieje, drugi gabar zrównał się z pierwszym, a Colbert zbliżył się do Fouqueta i powitał go na bulwarze, z oznakami głębokiego uszanowania.
Fouquet panował nad sobą: czuł to, że w ostatniej chwili wielkości swojej ma obowiązek względem siebie samego. Pragnął upaść z takiej wysokości, aby upadkiem swoim zawziętych nieprzyjaciół mógł zmiażdżyć. Colbert stał mu na drodze, tem gorzej dla Colberta. To też minister skarbu podszedł do niego i, przymrużywszy arogancko oczy, odezwał się:
— Co widzę! to pan Colbert?
— Tak, to ja jestem, dla złożenia mego hołdu waszej ekscelencji — odpowiedział tenże.
— To pan byłeś na tamtym gabarze?
I wskazał dwunastowiosłówkę.
— Tak, ekscelencjo.
— Dwanaście wioseł! — rzekł Fouquet — co za zbytek, panie Colbert! Zdawało mi się przez chwilę, że tam jest królowa matka, albo sam król!
— Ekscelencjo...
Colbert się zaczerwienił.
— O! to podróż kosztowna dla tych, co za nią płacą, panie intendencie — rzekł Fouquet. — Lecz nakoniec przybyłeś. Widzisz jednak — dodał po chwili — że pomimo, iż miałem tylko osiem wioseł, przybyłem jednak pierwszy.
Fouquet wsiadł do karety, przysłanej mu przez radę miejską, i udał się do przeznaczonego sobie w Nantes mieszkania, odprowadzony przez tłumy, jakie od kilku dni gromadziły się, podniecone, oczekując na zebranie się rady państwa.
Zaraz po zainstalowaniu się, Gourville wyszedł, ażeby zamówić konie pocztowe na drogach, prowadzących do Poitiers i do Vannes i kazał trzymać w pogotowiu statek w przystani Paimbeoeuf.