buję zatem przygotowania. Jedno tylko chciałbym uczynić zapytanie, czy pozwolisz mi, Najjaśniejszy Panie?
— Owszem, pozwalam.
— Dlaczego Wasza Królewska Mość nie raczyła uwiadomić o tem swego pierwszego ministra jeszcze w Paryżu?
— Byłeś pan chory, nie chciałem cię trudzić.
— Nigdy żadna praca, żadne wyjaśnienie nie męczy mnie, Najjaśniejszy Panie; a ponieważ nadeszła chwila, że chcę błagać mojego króla o wyjaśnienie...
— O, panie Fouquet!... jakichże wyjaśnień żądasz?
— Chcę wiedzieć, jakie są zamiary Waszej Królewskiej Mości względem mojej osoby.
Król poczerwieniał.
— Oczerniono mnie — mówił żywo Fouquet — powinienem zatem żądać sprawiedliwości królewskiej...
— Niepotrzebnie to mówisz, panie Fouquet, wiem dobrze, co mi wiedzieć potrzeba.
— Wasza Królewska Mość może wiedzieć tylko to, co mu powiedziano, ja zaś nie odzywałem się nigdy, podczas gdy inni pozwalali sobie...
— Co chcesz przez to powiedzieć, panie Fouquet?... — przerwał król, chcąc skończyć niemiłą rozmowę.
— Zmierzam prosto do celu, Najjaśniejszy Panie, i oskarżam, że jest człowiek, który pragnie zgubić mnie w opinji Waszej Królewskiej Mości.
— Nikt tego nie czyni, panie Fouquet.
— Najjaśniejszy Panie, ta odpowiedź przekonywa mnie, iż miałem rację.
— Panie Fouquet, nie lubię, gdy kto oskarża...
— Nawet gdy się jest oskarżonym!...
— Za dużo mówimy o tej sprawie.
— Nie chcesz. Najjaśniejszy Panie, ażebym się usprawiedliwił?
— Powtarzam panu, że cię nie obwiniam.
Fouquet cofnął się w tył i skłonił lekko.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.
— 179 —