czkach!... Bardzo mi zachwalano twoje wasalki, panie ministrze, chciej zatem mi je pokazać.
— Kiedy tylko spodoba się Waszej Królewskiej Mości.
— Czy masz w pogotowiu statki do przeprawy?... moglibyśmy jutro zaraz odpłynąć.
Minister zrozumiał, o co królowi idzie.
— Nie mam, Najjaśniejszy Panie, nie wiedziałem o życzeniu Waszej Królewskiej Mości, a przedewszystkiem nie domyślałem się, że królowi tak śpieszno widzieć Belle-Isle, i dlatego nie przygotowałem się...
— Masz jednak swój własny statek?
— Mam ich aż pięć, lecz tu żadnego; są one w Port albo w Paimbeouf, a na sprowadzenie ich potrzeba byłoby co najmniej dwudziestu czterech godzin. Czy mam posłać kurjera?
— Wstrzymaj się jeszcze; pozbądź się najprzód febry; poczekaj do jutra.
— A!... prawda. Jutro może zupełnie co innego przyjść nam do głowy?... — odparł Fouquet blady bardzo, i pewny już, czego ma się spodziewać.
Król zadrżał i wyciągnął rękę do dzwonka, lecz Fouquet go uprzedził.
— Najjaśniejszy Panie — powiedział — mam febrę, drżę cały; jeżeli chwilę jeszcze zmuszony będę stać tutaj, czuję, że zemdleję. Upraszam Wasza Królewską Mość o pozwolenie udania się do domu.
— Rzeczywiście, drżysz, panie Fouquet, aż przykro patrzeć. Idź już, idź do siebie, przyślę niedługo dowiedzieć się, jak się miewasz...
— Dziękuję Waszej Królewskiej Mości. Mam nadzieję, że za godzinę będzie mi znacznie lepiej...
— Chcę, ażeby cię kto odprowadził — rzekł król.
— Z ochotą wsparłbym się na kimkolwiek.
— Panie d‘Artagnan!... — zawołał król, poruszając dzwonkiem.
— Najjaśniejszy Panie — przerwał Fouquet, śmiejąc się gorzko — przeznaczasz kapitana muszkieterów dla odprowa-
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.
— 182 —