Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.
—   184   —

— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Zaaresztujesz go w mojem imieniu i zamkniesz w karecie.
— W karecie? Dobrze.
— Ażeby nie mógł z nikiem rozmawiać w drodze, ani też wyrzucać kartek jakich ludziom, których napotka.
— O!... to, Najjaśniejszy Panie, będzie bardzo trudno!..
— Nie...
— Przepraszam Waszą Królewską Mość; nie mogę przecie udusić pana Fouquet, zamykając okna i zapuszczając firanki, jeżeli zażąda odetchnąć świeżem powietrzem. Będzie krzyczał i wyrzucał kartki, o ile mu się spodoba.
— Przewidziałem to, panie d‘Artagnan. Kareta z okratowanemi oknami usunie niebezpieczeństwo, o jakiem mówisz...
— Kareta z żelazną kratą!... zawołał d‘Artagnan — czyż podobna takie kraty zrobić przez pół godziny, a przecież Wasza Królewska Mość rozkazuje mi udać się natychmiast do pana Fouqueta.
— Taka kareta jest już gotową.
— To co innego — rzekł kapitan. — Jeżeli ekwipaż gotów, potrzeba tylko kazać założyć konie.
— Już założone.
— A!
— Woźnica i straż wojskowa oczekują w drugim dziedzińcu.
D‘Artagnan pochylił głowę.
— To pozostaje mi tylko zapytać króla, dokąd mam odwieźć pana Fouqueta?
— Najprzód do zamku Angers.
— Dobrze, Najjaśniejszy Panie.
— A potem, zobaczymy...
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Panie d‘Artagnan, jeszcze słowo: zauważyłeś pewnie, iż do ujęcia Fouqueta nie użyłem mojej straży, co do wściekłości przyprowadzi pana de Gesores.
— Wasza Królewska Mość nie używa swej straży — rzekł kapitan — ponieważ nie ufa panu de Gesores.
— Dlatego, że ufam panu.