Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.
—   185   —

— Wiem o tem, Najjaśniejszy Panie, nie trzeba mi przypominać.
— Tylko dlatego to robię, mój panie, aby ci oznajmić, że od tej chwili, gdyby się przytrafił jakikolwiek przypadek, a pan Fouquet zdołał uciec... trafiają się takie wypadki, panie.
— O!.. Najjaśniejszy Panie, bardzo często; lecz trafiają się innym, ale nie mnie...
— Dlaczego nie panu?
— Ponieważ była chwila, w której chciałem ocalić pana Fouqueta.
Król zadrżał.
— Ponieważ — ciągnął kapitan — miałem do tego prawo, bo odgadłem plany Waszej Królewskiej Mości, choć ani słowa o tem nie powiedział, a w dodatku pan Fouquet spodobał mi się bardzo. Wolno mi było przecież okazać mu współczucie?...
— Co prawda, mój panie, to wcale nie wzbudzasz zaufania mego tem opowiadaniem!...
— Gdybym go był wtedy ocalił, byłbym zupełnie niewinnym; co więcej, dobrze bym uczynił, albowiem pan Fouquet nie jest złym człowiekiem... Lecz on sam tego nie chciał; jego zła gwiazda zwyciężyła; nie umiał korzystać z dobrej chwili... Tem gorzej dla niego!... Obecnie jestem na służbie i będę posłuszny rozkazom otrzymanym... Wasza Królewska Mość może uważać pana Fouqueta już za aresztowanego, nawet za zamkniętego w zamku Angers.
— Powoli... kapitanie... jeszcześ go nie ujął!....
— To do mnie należy, Najjaśniejszy Panie, tylko raz jeszcze, proszę, namyśl się, królu... Czy na serjo każesz mi aresztować pana Fouquet, Najjaśniejszy Panie?...
— Tak, po tysiąc razy, tak!...
— Napisz to własnoręcznie, Najjaśniejszy Panie.
— Oto masz rozkaz gotowy.
D‘Artagnan przeczytał, skłonił się i wyszedł.
Z wysokości tarasu spostrzegł Gourvilla, który z uradowaną miną zmierzał ku mieszkaniu pana Fouqueta.