Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.
—   187   —

spostrzegł białe płatki papieru, podrzucane wiatrem na kamieniach.
— Oho! — pomyślał — resztki listu, podartego przez pana Fouqueta! Biedny człowiek! tajemnicę swoją powierzył wichrom i burzy; lecz wicher i burza nie chcą jej, oddają w ręce królowi! — Niema szansy nieszczęsny minister! W nierówną grę wdałeś się, nieboraku; wszystko przeciw tobie spiskuje! Gwiazda Ludwika XIV twoją zaćmiła; jaszczurka silniejszą jest a może zręczniejszą tylko od wiewiórki!
D‘Artagnan nachylił się i podniósł jeden kawałek papieru.
— Pismo Gourvilla! — zawołał, przyglądając się — nie omyliłem się zatem...
Przeczytał wyraz: „ko“.
— To coś znaczy — rzekł.
Obejrzał drugi kawałek, na którym nic nie było.
Na trzecim za to stało wyraźnie: biały.
— Koń biały! powtórzył jak dziecko, składające wyrazy — Boże mój — zawołał zmieszany — koń biały!
Podejrzenie zaczęło kiełkować w głowie d‘Artagnana, a tak szybko wzrastało, że, nie czekając, zawrócił z powrotem na taras.
Biały koń cwałował ciągle w kierunku Loary, na której wodach, otulony we mgły, kołysał się mały statek o białym żaglu.
— O! — krzyknął muszkieter — tylko człowiek, unikający pogoni, pędzi w ten sposób przez uprawne pola... Tylko Fouquet, tylko biuralista bez doświadczenia, jest w stanie uciekać na białym koniu! Tylko pan i władca Belle-Isle może szukać zbawienia w kierunku morza, kiedy tuż, o dwadzieścia kroków ma czarny las przed sobą, i tylko jeden d‘Artagnan na świecie jest w stanie dogonić pana Fouqueta, chociaż go tenże wyprzedził o pół godziny, a w niespełna godzinę ma nadzieję dostać się do swej gabary na rzece...
Po takim monologu, nasz muszkieter rozkazał co prędzej zaprowadzić karetę i ukryć ją w małym lasku poza miastem. Wybrał najlepszego konia, dosiadł go i puścił się ulicą Chwastów, następnie brzegiem Loary, nie zaś drogą, którą udał się