Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.
—   200   —

— Saint-Agnan — mówił król — każdego, ktoby chciał rozmawiać z panem Fouquet, każesz rozstrzelać na miejscu.
— A ja, Najjaśniejszy Panie?... — rzekł książę...
— Będziesz z nim mówił tylko w obecności muszkieterów.
Książę ukłonił się i wyszedł. D‘Artagnan zamierzał odejść także; król go zatrzymał.
— A ty, panie — rzekł — udasz się zaraz dla zajęcia wyspy i twierdzy Belle-Isle.
— Ja sam, Najjaśniejszy Panie?...
— Weźmiesz tyle wojska, ile wymaga oblężenie, na wypadek, gdyby warownia nie chciała poddać się.
Colbert przysunął się i rzekł do d‘Artagnana.
— Polecenie to, jeżeli dobrze je wykonasz, da panu buławę marszałkowską...
— Dlaczego pan mówisz: „jeżeli dobrze wykonam?...“
— Twoi przyjaciele schronili się na Belle-Isle, panie d‘Artagnan, a takim jak pan ludziom, niełatwo jest dochodzić do celu po trupach przyjaciół.
D‘Artagnan spuścił głowę, a Colbert wrócił do króla.
W kwadrans potem kapitan otrzymał rozkaz na piśmie, aby w razie oporu wysadzić Belle-Isle w powietrze, rozkaz nadał mu też prawo życia i śmierci nad mieszkańcami stałymi i czasowymi, z nadmienieniem, ażeby nie wypuścić nikogo.
— Colbert ma rację — myślał d‘Artagnan — życiem moich przyjaciół musiałbym opłacić buławę marszałka Francji. Zapomina jednak, że moi przyjaciele to mądre ptaszki, nie będą czekać, aż ptasznik weźmie ich za łeb... Wskażę im dobrze tego ptasznika... tak dobrze, że będą mieli czas wyfrunąć. Biedny Porthos!... biedny Aramis!... Bądźcie spokojni, waszym kosztem nie będę dobijał się honorów....
Po tej uwadze d‘Artagnan zebrał armję królewską, wsadzał na okręty w Pimbeuof i bez straty czasu rozwinął żagle.