gorączkowanym przyjacielem, on, który w swej dobrej wierze nie pojmował rozpaczy, objawiającej się gwałtownemi poruszeniami, poważny i flegmatyczny Porthos powstrzymał przyjaciela.
— Usiądźmy na tej skale, Aramisie, przysuń się do mnie i, na miłość nieba, wytłumacz mi raz jasno, tak, ażebym zrozumiał, jaka jest rola nasza tutaj...
— Porthosie... — rzekł Aramis zmieszany.
— Wiem, iż król samozwaniec chciał znieść z tronu monarchę prawego, to rozumiem...
— Tak — rzekł Aramis.
— Wiem, że tenże samozwaniec miał zamiar zaprzedania Belle-Isle anglikom, to także rozumiem...
— Tak.
— Wiem, żeśmy tu przyszli, ażeby kierować robotami inżynierskiemi i objąć dowództwo nad dziesięcioma oddziałami na żołdzie pana Fouqueta, czyli nad oddziałami zięcia jego... to wszystko rozumiem jeszcze....
Aramis porwał się zniecierpliwiony.
Porthos przytrzymał go za rękę.
— Czego nie rozumiem, czego pomimo całego wysiłku rozumu pojąć nie jestem w stanie i nigdy nie pojmę, to, że zamiast przysłać nam wojsko, zamiast posiłków w ludziach, amunicji i żywności, pozostawiają nas bez statków, Belle-Isle bez dowozu i bez pomocy; iż zamiast porozumiewać się z nami, czy za pomocą korespondencji, czy sygnałów, lub utsnie przez ludzi zaufanych, zamiast tego wszystkiego, zerwano wszelkie z nami stosunki... No, Aramisie, odpowiedz mi przecie, lub może wolisz, ażebym ja powiedział, co myślę? Chcesz wiedzieć, co o tem sadzę i co mi przychodzi do głowy?
Biskup spojrzał na Porthosa.
— Otóż, przyjacielu — ciągnął tenże — przyszło mi do głowy, że we Francji stało się coś nadzwyczajnego... Śnił mi się noc całą pan Fouquet, śniły mi się ryby nieżywe, jaja potłuczone, jakieś pokoje brudne i źle umeblowane. Złe to sny, kochany d‘Herblay, nie wróżą nic dobrego!
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.
— 203 —