Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.
—   210   —

nąłeś, pomny na nasze dawne godło: „Wszyscy za jednego, jeden za wszystkich“. Cała moja zbrodnia na tem polega, żem był samolubem.
— Otóż to mi się podoba — rzekł Porthos — odkąd wiem, że działałeś w swoim wyłącznie interesie, odtąd nie potrafiłbym mieć żalu do ciebie. Przecież to takie naturalne!
Po tem wzniosłem zdaniu, Porthos uścisnął serdecznie rękę przyjaciela.
Aramis poczuł się małym wobec tej nieświadomej siebie wielkości duszy. Odpowiedział milczącem uściśnieniem na szlachetny objaw pryjaźni Porthosa.
— Obecnie zaś — odezwał się Porthos — skoro wyjaśniliśmy położenie, skoro zrozumiałem, czego możemy się spodziewać od króla Ludwika, sądzę, kochany przyjacielu, że możesz mi dać poznać intrygę polityczną, jakiej jesteśmy ofiarą, ponieważ, pewny jestem, że musi coś się tu kryć...
— D‘Artagnan przyjdzie tu niebawem, dobry Porthosie, on ci opowie wszystko dokładnie; wybacz mi, boleść mną owładnęła, troski przybiły, a potrzebuję całej przytomności umysłu, całej rozwagi, ażeby wyciągnąć mojego przyjaciela z błota, w jakie tak go nierozważnie wtrąciłem... Lecz sądzę, że obecnie położenie staje się jasnm. Król Ludwik XIV ma teraz jednego tylko wroga, a tym wrogiem ja jestem. Ty zaś, zabrany gwałtem, musiałeś iść za mną; dziś wracam ci wolność, a ty wracasz do swojego pana. Widzisz, Porthosie, niema żadnej przeszkody do takiego kroku.
— Tak sądzisz? — odezwał się Porthos.
— Pewny jestem tego.
— Dlaczegóż zatem — rzekł Porthos ze swoim chłopskim rozumu — dlaczego, pytam, jeżeli położenie jest tak łatwe, poco, drogi przyjacielu, ustawiamy armaty, nabijamy broń i gotujemy się do wszelkiej możliwej obrony? Zdaje mi się, że prościej byłoby powiedzieć kapitanowi d‘Artagnan: „Kochany przyjacielu, zgrzeszyliśmy i obiecujemy poprawę; otwórz drzwi, pozwól nam przejść, i dowidzenia!“