Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.
—   212   —

ręka Porthosa i Aramisa), słuchałeś do końca raportu posłańca. Na to miałeś rozkaz i byłeś w porządku, wszak prawda?
— Tak, panie — jąkał oficer — tak, zapewne, lecz...
— Lecz... nie chodzi tu o pana Colberta, lub o kogokolwiekbądź innego, który dał panu polecenie; chodzi tu o człowieka, przeszkadzającego d‘Artagnanowi, znajdującego się sam na sam z tymże d‘Artagnanem, na wysokości schodów, u których stóp ryczą bałwany morskie; niebezpiecznem jest położenie tego człowieka, bardzo niebezpiecznem! ostrzegam pana!
Oficer nie drgnął nawet, zbladł tylko pod tą straszną groźbą i odparł spokojnie:
— Źle czynisz, panie, idąc wbrew rozkazom.
Porthos i Aramis wołali do muszkietera:
— Drogi d‘Artagnanie, opamiętaj się!
D‘Artagnan skinął na nich, aby milczeli, a sam z przerażającym spokojem począł wstępować na schody, potem ze szpadą w ręku odwrócił się i patrzył, czy oficer idzie za nim.
Oficer przeżegnał się i szedł. Porthos i Aramis, znając d‘Artagnana, wydali okrzyk zgrozy i rzucili się, aby go powstrzymać.
Lecz d‘Artagnan przełożył broń do lewej ręki.
— Panie — rzekł do oficera wzruszonym głosem — jesteś mężnym i uczciwym człowiekiem. Powinieneś lepiej zrozumieć to, co powiem obecnie, niż to, co przed chwilą mówiłem.
— Mów, panie d‘Artagnan, słucham — odrzekł oficer.
— Ci panowie, którzy tam oto stoją i do których odnoszą się twoje polecenia są przyjaciółmi moimi.
— Wiem o tem, panie...
— Pojmujesz tedy, czy powinienem postępować z nimi według twoich poleceń...
— Rozumiem skrupuły pańskie...
— A zatem pozwól mi rozmówić się bez świadka.
— Panie d‘Artagnan, gdybym zadośćuczynił żądaniu pańskiemu, złamałbym słowo moje; w przeciwnym zaś razie, obraziłbym pana... Wolę pierwsze niż drugie; rozmawiaj, ile chcesz z przyjaciółmi i nie pogardzaj mną bardzo za to, że ro-