bię to z miłości dla ciebie, którego poważam i uwielbiam, nie pogardzaj mną, że dla ciebie pierwszego w życiu spełniam zły uczynek.
D‘Artagnan w uniesieniu uściskał młodzieńca i pobiegł do przyjaciół.
Oficer okrył się płaszczem i usiadł na schodach, mokrych od mgły nocnej.
— Co znaczą te wszystkie prześladowania?... — zapytał Porthos.
— Musisz się chyba domyślać, kochany przyjacielu — odrzekł d‘Artagnan.
— Bardzo niewiele, zaręczam ci, drogi kapitanie, nic takiego nie uczyniłem, ani Aramis także — dodał pośpiesznie ten zacny człowiek.
D‘Artagnan spojrzał z wyrzutem na prałata, co przeszyło jak ostrzem to serce, zatwardziałe w egoizmie.
— Kochany Porthosie!... — zawołał biskup.
— Widzicie, co postanowiono — rzekł d‘Artagnan — chwytać wszystko, co wychodzi z Belle-Isle i wszystko, co się do niej udaje. Wszystkie wasze statki morskie zatrzymać. Gdybyście chcieli uciekać, wpadlibyście w ręce straży, krążącej około wyspy. Król chce was dostać i dostanie napewno...
D‘Artagnan, mówiąc to, szarpał siwe wąsy.
Aramis spochmurniał, Porthos wpadł w straszny gniew.
— Miałem zamiar — ciągnął d‘Artagnan — sprowadzić was obu na pokład mojego okrętu i następnie wrócić wam wolność. Lecz teraz, kto mi zaręczy, że gdy powrócę nie zastanę tam już innego zwierzchnika, że rozkazem tajemnym nie odbiorą mi dowództwa i nie powierza komu innemu, a ten inny rozporządzi mną i wami bez nadziei znikąd ratunku?
— Zostaniemy w Belle-Isle — rzekł odważnie Aramis — a zaręczam ci, że poddamy się, jedynie pod dobremi warunkami.
Porthos nic nie mówił. D‘Artagnan zauważył milczenie przyjaciela.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.
— 213 —