Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.
—   214   —

— Spróbuję jeszcze rozmówić się z towarzyszącym mi oficerem, którego szlachetny upór daje miarę, że mamy do czynienia z uczciwym człowiekiem, co więcej warte, niż gdyby był podłym pochlebcą. Spróbujmy i dowiedzmy się, co może dla nas zrobić, co mu pozwala, a czego zabrania otrzymany rozkaz.
— Spróbujmy — rzekł Aramis.
D‘Artagnan nachylił się przez barjerę i przywołał oficera.
— Panie — przemówił po zamianie ukłonów, pełnych szacunku — powiedz mi, proszę, cobyś uczynił gdybym chciał zabrać z sobą tych oto panów?
— Nie stawiałbym oporu, lecz, mając ścisłe polecenie, wziąłbym ich pod straż moją.
— A!... — rzekł d‘Artagnan.
— Wszystko skończone — odezwał się Aramis z rozpaczą.
Porthos milczał ciągle.
— Zabierz koniecznie Porthosa — mówił biskup — potrafi on dowieść królowi, ja mu do tego pomogę i ty także, d‘Artagnanie, że do niczego nie należał w tej sprawie.
— Hm!... — mruknął d‘Artagnan. — Czy chcesz iść ze mną, Porthosie? Król bardzo dobry i łaskawy.
— Żądam czasu do namysłu — rzekł Porthos wyniośle.
— Więc zostajecie?
— Aż do nowego rozkazu — zawołał Aramis żywo.
— Aż przyjdzie nam jaki pomysł — podjął d‘Artagnan — a sądzę, że to niedługo nastąpi, bo już mam coś na myśli.
— Pożegnajmy się zatem!... — mówił Aramis — lecz, kochany Porthosie, powinieneś jechać z d‘Artagnanem.
— Nie!... — rzekł krótko tenże.
— Jak ci się podoba. — zaczął Aramis, urażony nieco w swej podejrzliwości grobowym tonem przyjaciela. — Uspakaja mnie tylko obietnica pomysłu d‘Artagnana, który odgadłem, jak sądzę.
— Powiedz!... odezwał się muszkieter, przysuwając ucho do ust Aramisa.
Aramis wyrzekł prędko kilka słów, na które d‘Artagnan odpowiedział: