Rozstawszy się z d‘Artagnanem, Aramis i Porthos udali się do głównej części warowni, aby tam naradzić się bez przeszkody. Troska, nieschodząca z czoła Porthosa, nie w smak była Aramisowi, bowiem jego umysł nigdy tak swobodny nie był jak dzisiaj właśnie.
— Kochany Porthosie — nagle odezwał się do niego — teraz odkryję ci zamiar d‘Artagnana.
— Jaki zamiar?...
— Zauważyłeś pewnie po zajściu, jakie miał przyjaciel nasz z oficerem, że tego ostatniego krępują jakieś rozporządzenia, nas dotyczące.
— Zauważyłem.
— Otóż, d‘Artagnan złoży swoją dymisję królowi, a podczas zamieszania, wynikłego z jego nieobecności, my wydostaniemy się, a raczej ty Porthosie, wydostaniesz się na pełne morze, jeżeli ucieczka będzie możliwą tylko dla jednego.
Na to Porthos potrząsnął głową przecząco i odpowiedział:
— Razem uciekać będziemy, Aramisie, lub zostaniemy tu obaj.
— Szlachetne serce z ciebie — odparł mu Aramis — zasmuca mnie tylko ponure usposobienie i niepokój, jaki w tobie widzę.
— Niepokoju niema we mnie wcale — odpowiedział Porthos.
— To może się gniewasz na mnie?