znajdujesz, spotykając ludzi, skazanych na rozstrzelanie lub powieszenie, i dowiadując się, że ludzie ci są dawnymi, starymi twoimi dziedzicznymi znajomymi.
— O! los tak okrutny nie jest wam przeznaczony, panowie i przyjaciele moi — z żywością przemówił młodzieniec.
— Ba! sam to powiedziałeś.
— Powiedziałem, nie wiedząc, kto panowie jesteście; a teraz, poznawszy was, mówię: Unikniecie tego przeznaczenia, jeżeli zechcecie.
— Jakto, jeżeli zechcecie? — zawołał Aramis, a oczy zabłysły mu przenikliwością, patrząc kolejno na Porthosa i jeńca.
— Z warunkiem — podchwycił Porthos, wpatrując się nieustraszonym, pełnym szlachetności wzrokiem w Biscarrata i biskupa — z warunkiem, że nie będą wymagać od nas podłości.
— Niczego żądać od was nie będą, panowie — odparł oficer królewski czegóż oni mogą chcieć? Jeżeli was znajdą, zabiją, to rzecz postanowiona; starajcie się więc, aby was nie znaleziono.
— To nie jest łatwe — mruknął Aramis.
— A! drodzy moi panowie, mówiąc, dopuszczam się zdrady; ale słuchajcie, oto głos, który mnie uwalnia od tego.
— Wystrzał armatni! — odezwał się Porthos.
— Armaty i ogień muszkieterów! — wykrzyknął biskup.
Słyszeć się dał z oddali, z pomiędzy skał, złowrogi odgłos bitwy, który umilkł wkrótce.
— Co to jest? — zapytał Porthos.
— E! przebóg! — zawołał Aramis — spodziewałem się tego.
— Czego takiego?
— Napad, wykonany przez was, był tylko zmyślonym, nieprawdaż, panie? a gdy oddziały wasze pozwoliły się odeprzeć, zapewniliście sobie wylądowanie z innej strony wyspy.
— W kilku punktach, panie.
— Zatem jesteśmy zgubieni — z najwyższym spokojem wymówił biskup z Vannes.
Na wieść o niespodzianym napadzie, przy huku strzałów armatnich, ludność, straciwszy głowy, tłumnie rzuciła się do
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/227
Ta strona została uwierzytelniona.
— 227 —