— Obrzydłe stworzenie ten Colbert — rzekł Aramis.
— Na honor, masz słuszność!
— Kiedy pomyślę — rzekł biskup — że ten cymbał będzie za sześć miesięcy twoim ministrem i że będziesz musiał mu służyć jak Richelieumu i Mazariniemu!
— Tak, jak ty służysz panu Fouquet — odrzekł d‘Artagnan.
— Z tą różnicą, że Fouquet nie jest Colbertem.
— To prawda.
I d‘Artagan udał zasmuconego.
— Ale — dodał po chwili — dlaczego mówisz, że za sześć miesięcy pan Colbert będzie ministrem?
— Gdyż pan Fouquet wówczas nim nie będzie.
— Zrujnuje się, nieprawdaż?
— Zupełnie.
D‘Artagnan zbliżył się do swego przyjaciela, wziął go za rękę i, patrząc mu w oczy, rzekł:
— Aramisie, czy kochasz mię jeszcze choć trochę?
— Tak, kocham cię.
— Powiedz mi więc szczerze. Mam przeczucie, które mnie dręczy. Niegdyś sam wierzyłeś w przeczucia. Przeczucie to powiada mi, że masz jakiś zamiar ukryty.
— Ja? zamiar?
— Jestem pewny, przysiągłbym na to.
— Dręczysz mię, przyjacielu, znasz mię i wiesz, że jeżeli mam zamiar, o którym powinienem przed tobą zamilczeć, to się nie dowiesz. Gdybym zaś miał taki, jaki mógłbym ci — wyjawić, dawnobym to uczynił.
— Nie, Aramisie, nie. Są zamiary, które się wyjawia tylko w stosownych chwilach.
— A więc, mój dobry przyjacielu — odrzekł biskup, śmiejąc się widać, że chwila ta jeszcze nie nadeszła.
D‘Artagnan smutnie potrząsnął głową.
— O przyjaźni!... — rzekł — przyjaźni! czcze słowo! Oto człowiek, który, gdybym tego zażądał, dałby się za mnie w kawałki porąbać...
— To pewno — rzekł ze szlachetnością Aramis.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.
— 23 —