Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.
—   231   —

Aramis pozwolił Porthosowi usiąść u wejścia do groty, a sam, zgięty we dwoje, wsunął się do jej środka, naśladując puszczyka.
Z głębi podziemia odezwało się krótkie żałosne gruchanie, zaledwie dosłyszalne dla ucha.
Pomocniy: Yvon i Grennek z synem czekali już.
Gdy pan de Bracieux połączył się już z biskupem, bretończycy zapalili latarnię, którą z sobą przynieśli, Porthos zaś zapewnił przyjaciela, że czuje się najzupełniej dobrze.
— Obejrzyjmy łódź — odezwał się Aramis — a nadewszystko przekonajmy się, co ona zawiera.
— Nie tak blisko ze światłem, jaśnie panie — rzekł przewoźnik Yvon — gdyż, według rozkazu pańskiego, złożyłem pod ławką w tyle łodzi pakę z baryłką prochu i nabojami muszkietowemi, które jaśnie pan przysłał z fortecy.
— Dobrze — bąknął Aramis.
I, wziąwszy latarnię, z miną człowieka, wolnego od obaw a świadomego niebezpieczeństw, opatrzył drobiazgowo wszystkie składowe części statku.
Po chwili, zadowolony z oględzin, rzekł:
— Naradźmy się teraz, drogi Porthosie, czy mamy wyprowadzić barkę przeciwległym otworem pieczary, o którym nikt nie wie, kierując się po pochyłości w cieniu podziemia, czy też pod gołem niebem przesunąć ją na wałkach, pomiędzy krzakami, przesadzając ją przez skały wybrzeża, mające w tem miejscu nie więcej nad dwadzieścia stóp wysokości, a od strony morza głębię na trzy lub cztery sążnie, z dnem równem i twardem.
— Mniejsza o to, jaśnie panie!... — z uszanowaniem odezwał się przewodnik Yvon — ale nie zdaje mi się, aby po pochyłości podziemia, w ciemnicy, gdzie będziemy zmuszeni kierować statkiem naszym, droga była równie dogodną, jak pod gołem niebem. Znam ja dobrze nadbrzeżne skały i mogę zaręczyć, iż gładkie są jak trawnik ogrodowy; a wnętrze groty, przeciwnie, jest chropowate; nie licząc, że przy samym końcu