Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XXXVII.
W PODZIEMIU.

Pomimo wysokiego daru odgadywania, jaki posiadał Aramis, całe to zdarzenie, podlegające jak wszystko na świecie, zrządzeniom wypadku, nie wzięło takiego obrotu, jaki przewidywał biskup z Vannes. Lepszego mając wierzchowca, niż jego towarzysze, Biscarrat pierwszy stanął u otworu groty, pojmując, że w jej wnętrzu lis i psy się zaprzepaściły.
— A co tam?... — zapytali go towarzysze, nadbiegłszy zdyszani i nie mogąc sobie zdać sprawy z jego bezczynności.
— A to, że psów wcale nie słychać; chyba, że przepadły w podziemiu wraz z lisem.
— Zbyt dobrze goniły, ażeby się miały tak stropić odrazu — odezwał się jeden z gwardzistów. — Wreszcie, słychaćby je było ujadające z jednej lub z drugiej strony. Ma słuszność Biscarrat, mówiąc, że zostały w grocie.
— Czemuż się tedy nie odzywają?... — zauważył jeden z oficerów.
— To dziwne — odezwał się inny.
— Nacóż tu czekamy — wtrącił czwarty z kolei — wejdźmy do środka. — Któż nam tego może zabronić?...
— Nikt — odparł Biscarrat. — Tylko, że tam czarno, jak w kominie, i można kark skręcić.
Poczęli zwoływać po imieniu psy, każdy swojego, gwizdać, wabić, lecz wszystko było daremne, żaden z psów nie dawał znaku życia.