Czas nam przejść do innego obozu i przedstawić zarazem pole bitwy i walczących na niem. Aramis i Porthos zapuścili się w głąb groty Lockmarja, wiedząc, iż spotkają tam trzech pomocników bretońskich wraz ze statkiem, i mając nadzieje przedostania go wąskiem wyjściem podziemnem, aby przeprawić się ukradkiem i uciec. Zjawienie się lisa, a za nim psów gończych zmusiło ich do pozostania w ukryciu. Grota ciągnęła się na przestrzeni około stu sążni, kończąc się pochyłością, wchodzącą w morze. W zamierzchłej przeszłości, jako świątynia bóstw pogańskich, podziemie to nieraz było świadkiem niejednej ofiary ludzkiej, spełnionej w tych pełnych tajemnic głębinach. Do pierwszego przedsionka, będącego kształtu lejkowatego, schodziło się po lekkiej pochyłości, nad którą nagromadzone pokłady skał tworzyły arkady. Całe to wnętrze o nierównym gruncie, niebezpieczne z powodu ostrych skalistych wyskoków sklepienia, dzieliło się na kilka przedziałów, po sobie następujących, połączonych chropowatemi z pokruszonych kamieni stopniami, a po prawej i lewej stronie wielkie naturalne słupy granitowe podpierały ściany. W trzeciej już komorze sklepienie tak było niskie, a ściany tak zbliżono do siebie, że statek, ocierając się o nie, dał się przeciągnąć; wszelako w chwilach rozpaczliwych drzewo kurczy się, a kamień ustępuję pod tchnieniem silnej woli człowieka.
Gdy dwukrotne strzały położyły dziesięciu ludzi trupem,