Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.
—   243   —

Aramis, obznajmiony z zaułkami podziemia, poszedł przypatrzeć się każdemu zbliska, dym bowiem przyciemniał światło, z zewnątrz wpadające; następnie natychmiast rozkazał zatoczyć łódź aż do wielkiego kamienia, zamykającego wyjście, stanowiące o ich ocaleniu. Porthos, dobywszy sił, oburącz ujął statek i podniósł do góry, bretończycy zaś z pośpiechem wtoczyli wałki pod spód. Tym sposobem dostali się do trzeciej komory i dotarli do kamienia, tamującego wyjście. Porthos ujął w podstawie ów olbrzymi kamień, podparł potężnem ramieniem i pchnął aż granit zazgrzytał. Olbrzymi głaz runął, a pełne wesela i słońca światło dzienne wpadło do podziemia, ukazując zachwyconym oczom bretończyków błękitny obszar morza. Już tylko dwadzieścia sążni a statek ześlizgnie się na fale oceanu. W ciągu tego czasu właśnie nadszedł oddział wojska, uszykowany przez dowódcę i stał w pogotowiu do szturmu. Nie uszło to bacznemu oku Aramisa.
Widział on posiłki, policzył ludzi, i na pierwszy rzut oka przekonał się o zgubnem niebezpieczeństwie, w jakieby ich wciągnęła ponowna walka. Uciekać morzem, gdy podziemie będzie już opanowane, to niepodobna!
Aramis, targając z wściekłości siwiejące włosy, wzywał pomocy z nieba i otchłani piekielnych. Skinąwszy na Porthosa, skuteczniej pracującego, niż wałki pomocnicze i bretończycy.
— Przyjacielu — rzekł mu zcicha — przeciwnikom naszym nadciągnęły posiłki.
— A!... — westchnął łagodnie Porthos. — Więc trzeba umierać.
— Będziemy żyć, przyjacielu Porthosie, jeżeli spełnisz to, co ci powiem.
— Mów.
— Oni zejdą do groty.
— Bez wątpienia.
— Więcej nad piętnastu nie położymy trupem.
— Ilu ich jest ogółem?
— Nadciągnęły im posiłki w liczbie siedemdziesięciu pięciu ludzi.