— Z nas dwóch ja mam zdrowszy umysł.
— Podejrzewasz mnie o królobójstwo?
— Któż o tem mówi?... — podchwycił muszkieter.
— Porozumiejmy się więc. Cóż można przedsięwziąć przeciw prawemu królowi, jeżeli nie zabić go?
D‘Artagnan nie odpowiadał.
— A potem masz przecież tu pod komendą gwardję i swoich muszkieterów.
— To prawda.
— Nie jesteś u pana Fouquet, ale u siebie.
— I to prawda.
— A o tej godzinie nawet pan Colbert doradza królowi przeciw panu Fouquet wszystko to, co i tybyś może doradzał, gdybym ja nie był za nim.
— Aramisie! Aramisie! przez litość, jedno słowo przyjaźni.
— Słowem tem między przyjaciółmi! jest: prawda. A jeżeli mam zamiar choć palcem dotknąć syna Anny Austriackiej, prawdziwego króla Francji, jeżeli nie mam stałego postanowienia upaść na kolana przed jego tronem i jeżeli inna jest w mojej głowie myśl, niż ta, żeby dzień jutrzejszy tu w Vaux był dniem najchwalebniejszym jego panowania, to niech mię piorun trzaśnie.
Aramis wyrzekł te wyrazy z twarzy, zwrócona do alkowy, do której d‘Artagnan odwrócony był plecami, nie domyślając się nawet, że tam jest ktoś ukryty. Powaga tych słów, z namysłem, powoli wymawianych, świętość przysięgi, zaspokoiły zupełnie muszkietera, wziął za ręce Aramisa i uścisnął je serdecznie. Aramis zniósł wyrzuty bez wzruszenia, ale zarumienił się, słysząc pochwały. D‘Artagnan, oszukany, był dlań zaszczytem, d‘Artagnan, pełen ufności, był mu hańbą.
— Czy już odchodzisz?... — rzekł, całując go, ażeby ukryć zarumienienie.
— Tak, obowiązek mię woła. Mam jeszcze odebrać hasło nocne.
— Gdzież będziesz spał?
— Zdaje się, że w przedpokoju królewskim! A Porthos?
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.
— 25 —