Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.
—   254   —

Gdy spełniano to rozporządzenie, Aramis zjawił się na pokładzie i usiadł przy parapecie.
Noc zupełna nastała, księżyc jeszcze nie wszedł, on jednak patrzył uporczywie w stronę Belle-Isle.
Yvon zbliżył się do komendanta, który powrócił na swoje stanowisko, i cichutko, z pokorą zapytał:
— Dokąd płyniemy, kapitanie?...
— Tam, dokąd podoba się jego eminencji — odparł oficer.
Aramis przepędził noc, wsparty na poręczy pokładu.
Nazajutrz Yvon, zbliżywszy się do niego, zauważył, iż noc musiała być bardzo wilgotna, gdyż drzewo na którem biskup wsparta miał głowę, było jakgdyby rosą obfitą zwilżone.
Kto wie, czy rosa ta nie była pierwszemi łzami, jakie z oczu Aramisa spłynęły!...
Czyż może być nad to szczytniejsze wspomnienie pośmiertne dla ciebie, zacny Porthosie!...