Król siedział w gabinecie, zwrócony plecami do drzwi i przerzucał papiery; naprzeciw było lutsro, w które rzuciwszy tylko okiem, mógł widzieć tych, co przychodzili do niego. Nie ruszył się z miejsca za przybyciem d‘Artagnana, tylko zarzucił zieloną jedwabną zasłonę na stolik z papierami i tym sposobem zakrył je przed ciekawemi oczyma. D‘Artagnan zrozumiał to postępowanie i nie ruszył się z miejsca, tak, że król, po kilku chwilach, nie słysząc nic, zmuszony był zawołać;
— Czy niema tu pana d‘Artagnana?...
— Jestem!.... — odpowiedział muszkieter, postępując naprzód.
— Co mi pan masz do powiedzenia?.... — rzekł król, patrząc mu bystro w oczy.
— Ja, Najjaśniejszy Panie!... — rzekł d‘Artagnan, czekając tylko pierwszej zaczepki przeciwnika, aby dobrze ją odeprzeć — nic nie mam do powiedzenia, tylko to, że Wasza Królewska Mość kazałeś mię aresztować, i oto jestem tu!...
Król chciał odpowiedzieć, że go nie kazał aresztować, ale to wydawało mu się tłumaczeniem, zamilkł więc.
D‘Artagnan milczał uporczywie.
— Panie!... — rzekł król, patrząc śmiało w oczy d‘Artagnanowi. — Powiedz mi, proszę, jaki ci dałem rozkaz co do Belle-Isle?