ska Mość aż dotąd zaszczycałeś swem zupełnem zaufaniem, mnie, który od lat trzydziestu przywiązany jestem do Jego osoby i dałem tysiąc dowodów wierności, bo muszę to przypomnieć, kiedy jestem oskarżony; dlaczego zmuszać mię, abym staczał bitwę na czele trzech tysięcy wojska królewskiego z dwoma ludźmi!
— Musiałeś zapomnieć — rzekł król ponuro — co mi ci ludzie zrobili i że ja przez nich o mało nie zginąłem na zawsze.
— A Wasza Królewska Mość racz nie zapominać, że ja tegobym nie dopuścił.
— Panie d‘Artagnan, tworzę państwo, w którem nie będzie więcej nad jednego pana: kiedyś ci to przyrzekłem, i właśnie nadeszła ta chwila. Chcesz ulegać tylko swoim widokom i przyjaźni, krzyżując woli mojej zamiary, broniąc swych przyjaciół?... Albo się rozstaniemy, albo musisz od tego odstąpić. Przyjaciele twoi, już są przeze mnie zniszczeni. Zniknął więc ten punkt oparcia się, który był podstawą twych dziwactw, gdyż w tej chwili wojsko moje, albo uwięziło albo zabiło buntowników w Belle-Isle.
D‘Artagnan zbladł.
W tej chwili wszedł oficer, podając papiery królowi.
Król, przejrzawszy je, stał nieruchomy, milczący przez kilka chwil, poczem rzekł:
— O tem, co mi donoszą, dowiesz się zapewne skądinąd. Lepiej więc, ażebym ci to sam powiedział. Już się bili w Belle-Isle.
— A!... a!... — rzekł d‘Artagnan, udając spokój, chociaż serce ledwie mu z piersi nie wyskoczyło. — I cóż, Najjaśniejszy Panie?
— A!... straciłem stu sześciu ludzi.
— A buntownicy?... — zapytał d‘Artagnan.
— Uciekli — rzekł król — lecz flota moja otacza wyspę i pewien jestem, że ani jedna łódka nie wymknie się, schwycą ich.
— Ręczę, Najjaśniejszy Panie, że ich nie dostaną żywych.
— A!... — rzekł król niedbale. — To na jedno wyjdzie, panie
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/263
Ta strona została uwierzytelniona.
— 263 —