Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.
—   271   —

skę Waszej Królewskiej Mości, może być naszym przyjacielem, ale mógł być nieprzyjacielem państwa. Wydajemy go z płaczem surowości królewskiej!...
— A zresztą — rzekł król, uspokojony ich pokorą i przekonywającemi wyrazy — parlament będzie go sądził. Sprawiedliwość zarówno posiada miecz jak i wagę i nikogo nie karze, nie zważywszy wprzód występku.
— Cała też nasza nadzieja jest w bezstronności Waszej Królewskiej Mości i spodziewamy się, że głos nasz w obronie oskarżonego przyjaciela, za pozwoleniem Waszej Królewskiej Mości, będzie słyszany.
— A wiec! czegóż panowie teraz żądacie?... — rzekł król z nakazującą postawą.
— Najjaśniejszy Panie!... — rezkł Pellisson — oskarżony pozostawił żonę i rodzinę. Szczupłe mienie, jakie posiadał, zaledwie wystarczyło na opłacenie długów, a panią Fouquet, od czasu uwięzienia jej męża, wszyscy opuścili. Pani Fouquet, małżonka nadintendenta skarbu Waszej Królewskiej Mości, pani Fouquet, nie ma kawałka chleba!
Tu śmiertelna cisza, która dotąd zachowywali przyjaciele Pellissona, przerwana została rzewnym płaczem; d‘Artagnan nawet, dotknięty do żywego tak pokorną prośbą, obrócił się w kąt gabinetu, i, gryząc niemiłosiernie wąsy, wstrzymywał łzy, cisnące się do oczu.
Król zachował surową twarz i suche oko, ale twarz jego zaczerwieniła się, a surowość wzroku zmniejszyła się widocznie.
— Czegóż więc żądacie?... — rzekł głosem wzruszonym.
— Przyszliśmy błagać Waszą Królewska Mość!... — rzekł z pokorą Pellisson, coraz bardziej wzruszony — ażebyś raczył nam pozwolić zebrane od przyjaciół pana Fouquet 2.000 pistolów oddać jego wdowie, niech jej nie zbywa na pierwsze potrzeby życia!
Na wyraz „wdowie“, wyrzeczony przez Pellissona, wówczas kiedy Fouquet żył jeszcze, król pobladł niezmiernie, duma jego upadła, a litość, ogarniając serce, spłynęła do ust. Spojrzaw-