Porthos, zalecając Raulowi de Bragelonne, ażeby dał to d‘Artagnanowi, czegoby tenże zażądał, wiedział dobrze, iż ten niczego nie zażąda, a gdyby zażądał nawet, wicehrabia nie odmówiłby mu tego udziału.
Porthos przeznaczał pensję dla Aramisa, który, gdyby się zanadto domagał, musiałby się powściągnąć, za przykładem d‘Artagnana; a słowo o wygnaniu, wtrącone jakby nieumyślnie, czy nie było najłagodniejszą ale zarazem i najwyszukańszą przyganą postępowania Aramisa, które spowodawało śmierć Porthosa.
Nakoniec w testamencie nie było wzmianki o Athosie, bo czyż mógł Porthos sądzić inaczej, że syn da najlepszą część ojcu; prostoduszny Porthos pojął to wszystko lepiej, niż najbieglejszy prawnik.
— Porthos miał szlachetne serce — rzekł z westchnieniem d‘Artagnan, i zdało mu się, że usłyszał jęki na górze.
Przyszedł mu natychmiast na myśl biedny Mousqueton, potrzebujący ukojenia w boleści i żalu. Wszedł na pierwsze piętro i spostrzegł rozrzucone po pokoju Porthosa suknie jego w rozmaitych kolorach, a na nich leżącego Mousquetona.
D‘Artagnan zbliżył się, aby go pocieszyć.
— Mój Boże!... — rzekł — nie rusza się, zemdlał zapewne!...
D‘Artagnan mylił się.
Mousqueton już nie żył; nie żył, podobnie jak pies, który, tracąc swego pana, kładzie się na jego sukniach i żyć przestaje.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/277
Ta strona została uwierzytelniona.
— 277 —