mnie zawoła?... czy Bóg, czy Raul, śmierć lub życie?... jestem gotów dusza i ciałem, i czekam znaku. Czekam, doktorze!... czekam!...
Doktór znając stanowczy umysł hrabiego, zamyślił się chwilę, przekonał się, że słowa nie tu nie pomogą, a każde lekarstwo będzie niedorzecznością, odjechał więc, zalecając domownikom aby na chwilę nie opuszczali pana swego.
Athos, po odjeździe doktora, nie okazał nic gniewu, ani nieukontentowania, że mu przerwano; nie zalecił nawet, aby mu co prędzej oddawano listy, jakie nadejdą, wiedząc dobrze, że każde przerwanie myśli jest dla niego radością, pociechą, jakąby jego domownicy kosztem krwi okupili, byleby mu ją sprawić.
Pewnej nocy śniło mu się, że Raul ubierał się w namiocie do bitwy, dowodzonej osobiście przez księcia de Beaufort.
Młodzieniec był smutny i zwolna przypinał zbroję i oręż.
— Co ci jest?... — zapytał go z czułością ojciec.
— Martwi mię śmierć naszego dobrego przyjaciela Porthosa:. — odpowiedział Raul — dręczy mnie ta sama boleść, jaką i ty tam czujesz!...
I marzenie znikło razem ze snem Athosa.
Zaledwie zaczęło świtać, służący wszedł i oddał hrabiemu list, przybyły z Hizspanji.
— Pismo Aramisa — pomyślał Athos.
I zaczął czytać.
— Porthos nie żyje!... — zawołał hrabia, przeczytawszy kilka wierszy. — O Raulu!... Raulu!... dziękuję ci!... dotrzymujesz przyrzeczenia!... ostrzegasz mię!...
I Athos, oblany śmiertelnym potem, zemdlał.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/281
Ta strona została uwierzytelniona.
— 281 —