Wzmocniony trochę i weselszy, kazał sobie podać konia, ale potrzebował pomocy ludzi, i z trudnością wsiadł na niego.
I zaledwie przejechał sto kroków, kiedy jakiś dreszcz go przeszedł.
— To szczególne — rzekł do towarzyszącego mu sługi.
— Zatrzymajmy się!... zaklinam pana!... — rzekł wierny sługa — pan bardzo zbladł.
— Kiedym się już wybrał, to pojadę dalej — odpowiedział hrabia.
I pojechał dalej.
Lecz raptem koń zatrzymał się.
Poruszenie, którego Athos nie mógł sobie wytłumaczyć, ściągnęło cugle.
— Coś chce, abym dalej nie jechał. Przytrzymaj mnie — rzekł, wyciągając ręce — prędko, czuję osłabienie i spadnę z konia.
Służący dostrzegł to, zanim otrzymał rozkaz.
Przybiegł prędko i przytrzymał hrabiego, a że niedaleko jeszcze byli od zamku, służący pozostali na ganku, i przypatrujący się odjazdowi, spostrzegli to zamieszanie, a wezwani znakiem i głosem służącego, będącego przy Athosie, przybiegli z troskliwością.
Zaledwie Athos zbliżył się kilka kroków ku domowi, uczuł się lepiej.
Siły i rzeźkość zdawały się wracać, a razem i chęć pojechania do Blois; zwrócił więc konia, lecz za pierwszym krokiem znów wpadł w odrętwienie.
— No!... — rzekł do siebie — widocznie mam pozostać w domu.
Ludzie zsadzili go z konia i z troskliwością zanieśil do domu; tam położyli go na przygotowanem łóżku.
— Pamiętajcie — rzekł, przygotowując się do snu — że dziś oczekuję listów z Afryki!
— Syn Błażeja pojechał do Blois konno, ażeby o godzinę pierwej od zwyczajnego posłańca przywieźć listy — rzekł kamerdyner.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.
— 283 —