Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/284

Ta strona została uwierzytelniona.
—   284   —

— Dziękuję!... — odpowiedział Athos ze zwykłym uśmiechem dobroci.
Hrabia usnął; sen jego był niespokojny. Czuwający przy nim widział na jego twarzy piętnujące się wewnętrzne cierpienie. Może mu się śniło coś przykrego.
Dzień przeszedł. Syn Błażeja wrócił, nie było żadnych listów. Hrabia z rozpaczą liczył minuty i godziny. Przypuszczenie, że tam o nim zapomniano, okropną sprawiało mu boleść. A nie spodziewał się przybycia kurjera, bo godzina, o której tenże przybywał zawsze, dawno już przeszła. Cztery razy posłaniec jeździł do Blois i nic nie przywiózł dla hrabiego. Nadeszła noc. Wszystko, co tylko człowiek chory, wzburzony cierpieniem, dodać może do smutnej rzeczywistości ze smutniejszej jeszcze wyobraźni, wszystko to w myślach zgormadziło się w pierwszych godzinach tej okropnej nocy. Gorączka wzmogła się, jak oświadczył lekarz, przywieziony w ostatniej podróży Błażeja do Blois. Lekarz po dwakroć puścił krew choremu, lecz to osłabiło tylko ciało, pozostawiając całą siłę gorączki w głowie. Jednakże stopniowo gorączka zmniejszała się i o północy ustąpiła zupełnie. Doktór, wioząc niezaprzeczone polepszenie, wrócił do Blois, zostawiając jakąś receptę i zaręczając, że hrabia jest ocalony.
Athos, wpadł w szczególny, nie dający się opisać stan. Mając myśl wolną, uleciał nią do Raula, swego najukochańszego syna. Wyobraźnia jego przedstawiła mu pola Afryki w bliskości Dżidżeli, te właśnie, na których powinien był z wojskiem wylądować pan de Beaufort. Były tam szare skały, podobne do mogił, a za niemi wznosiło się w kształcie amfiteatru, pośród drzew mastyksu i kaktusów, miasto, pełne dymu, ruchu i niewyraźnej wrzawy. Raptem buchnął płomień; czołgając się, objął całą powierzchnię mieściny, a zwiększając się, pochłonął w swych wirowych zwojach, płacze, krzyki i ręce wzniesione ku niebu. Przez chwilę był to okropny chaos walących się domów, kamieni rozpalonych, i upadających od pożaru drzew. Rzecz dziwna! w tym zamęcie, w którym Athos widział wznie-