Athos widział to właśnie, kiedy złudzenie przerwane zostało mocnym hałasem, pochodzącym od strony drzwi wchodowych. Słychać było po stwardniałej ziemi galopującego konia, odgłos żywej rozmowy doszedł aż do pokoju, gdzie marzył hrabia.
Drzwi się otworzyły, Athos głosem słabym rzekł:
— Zapewne kurjer z Afryki?...
— Nie, panie hrabio — odezwał się głos, na który Athos zadrżał.
— Grimaud — szepnął do siebie.
Pot wielkiemi kroplami spływał mu po wynędzniałej twarzy.
Grimaud pokazał się we drzwiach. Drżący opierał się o ramę drzwi, i ledwie nie zemdlał, spostrzegłszy przy bladem świetle lampy twarz swego pana. Na twarzy Grimauda wyryty był ślad zadawnionego cierpienia, zdawało się, że tylko jedna smutna myśl zajmuje jego umysł.
Jak niegdyś przyzwyczaił się nie mówić nic, tak teraz nie uśmiechał się nawet.
— Grimaud, Raul umarł?... nieprawdaż?
— Tak!.. — rzekł starzec, wyrywając prawie tę jednę sylabę ze zbolałych piersi!
Wtenczas głośny płacz powstał między obecnymi i napełnił żalem i modlitwą pokój, w którym konający ojciec szukał oczyma portretu swego syna.