Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.
—   291   —

zycję między szaremi skałami, na których pochyłości wznosiły się szańce Dżidżeli.
— Wystrzał działowy rozpoczął bitwę. Pułki, mając broń do ataku, szły naprzód z odwagą. Książę z rezerwą postępował, bacząc na wszystko, aby w potrzebie wzmocnić natarcie.
— Obok księcia byli najstarsi dowódcy, jego adjutanci, i pan wicehrabia de Bragelonne, który otrzymał rozkaz nie opuszczania ani na chwilę Jego wysokości.
— Tymczasem działa nieprzyjacielskie, które z początku strzelały do ogólnej masy wojska, lepiej skierowały ogień, a kule, lepiej celowane, zabity kilku ludzi koło księcia. Pułki, idąc w kolumnach ku szańcom, także ucierpiały trochę, a nadto, widząc niekorzystne działanie naszej artylerji, zachwiały się.
— Książę, widząc zły skutek dział oblężniczych, rozkazał fregatom, stojącym na kotwicy w przystani, rozpocząć silny ogień przeciw twierdzy.
— Pan de Bragelonne chciał zanieść ten rozkaz, lecz książę sprzeciwił się temu.
— Książę miał słuszność, kochał bowiem i chciał oszczędzić młodziana, a wypadek sprawdził jego przewidywanie i odmowę, gdyż zaledwie podoficer, którego Jego wysokość w miejsce pana de Bragelonne wysłał, przybył nad brzeg morza, został trafiony dwoma wystrzałami z dział nieprzyjacielskich i padł trupem na mokry piasek.
— Co widząc, pan de Bragelonne uśmiechnął się do księcia, który mu rzekł:
— Patrz wicehrabio, ocaliłem ci życie, powiedz o tem później hrabiemu de la Fere, ażeby, dowiadując się o tem z ust twoich, był mi wdzięcznym!
— Młodzieniec roześmiał się smutnie i odpowiedział księciu:
— To pewne. Jaśnie oświecony panie, że, gdyby nie twoja życzliwość, byłbym tam zabity, gdzie leży ten podoficer, zupełnie już spokojny.
— Pan de Bragelonne wyrzekł to takim tonem, że książę odezwał się z żywością: