Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.
—   294   —

— Wyszliśmy wszyscy, cokolwiek pocieszeni.
— Sekretarz, wychodząc spostrzegł smutny uśmiech na ustach wicehrabiego, kiedy książę wyrzekł do niego z czułością:
— O! ocalimy cię, wicehrabio!
— Lecz wieczorem, kiedy mniemano, że chory obudził się już, jeden z chirurgów wszedł do jego namiotu i natychmiast wybiegł, krzycząc przeraźliwie.
— Wszyscyśmy przybiegli wraz z księciem, i ujrzeliśmy ciało Bragelonna na ziemi, ściągnięte z łóżka i broczące w resztce krwi, jaka w niem była jeszcze.
— Prawdopodobnie, konwulsyjny ruch, zrzucił go z łóżka, a upadek ten spowodował śmierć, przepowiedzianą przez brata Sylwestra.
— Podniesiono wicehrabiego już nieżywego i zimnego; w prawej ręce trzymał promień jasnych włosów, i ręka ta przyciśnięta była do serca.
D‘Artagnan zatrzymał się, po przeczytaniu szczegółów śmierci biednego Raula.
— Oh!.. — szepnął — nieszczęśliwe dziecię!... samobójstwo!..
I, zwracając wzrok ku pokojowi, gdzie Athos spoczywał snem wiecznym, rzekł zcicha:
— Dotrzymali sobie słowa!... Teraz zapewne są szczęśliwi!... bo już się połączyli!...
I zaczął przechadzać się zwolna.
Dziedziniec i ulice napełniać się zaczęły zasmuconymi sąsiadami, którzy, przygotowując pogrzeb, opowiadali sobie to podwójne nieszczęście.