Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.
—   296   —

dziecię, i przysypię garścią ziemi czoło, które przed dwoma miesiącami ściskałem w mych objęciach. Bóg tak chciał i tyś tego żądał. Nie mam prawa płakać nawet po tobie, gdyż sam obrałeś śmierć, która zdawała się mieć więcej ceny dla ciebie, niż życie!
Zbliżyła się nakoniec chwila, w której zimne te zwłoki oddane być miały ziemi. Taki był natłok ludu, że droga od zamku aż do dość odległego cmentarza zawalona była pieszymi i jeźdźcami. Athos oddawna wybrał na tym cmentarzu miejsce na swój ostatni spoczynek i wybudował tam kaplicę z kamieni, sprowadzonych z Berry, z rozwalin zamku — gdzie upłynęła jego młodość — z wyrytym na nim rokiem 1550.
Tam złożono, pośród mnóstwa płaczących, dwie trumny w świeżo wykopaną mogiłę.
Po skończeniu nabożeństwa i po ostatniem pożegnaniu umarłych, wszyscy obecni rozeszli się, rozmawiając przez drogę o pięknych i szlachetnych cnotach ojca i nadziejach, jakie wzbudzał syn, tak smutnie zgasły na brzegach Afryki.
D‘Artagnan, pozostawszy sam jeden, spostrzegł, że już noc nadeszła. Myśląc o umarłych, zapomniał o godzinie. Powstał więc z ławki, na której siedział w kaplicy, i poszedł pożegnać podwójną mogiłę, pod którą spoczywali zmarli jego przyjaciele. Na mogile spostrzegł klęcząca kobietę. Zatrzymał się więc na progu kaplicy, ażeby nie przeszkodzić jej modłom, a zarazem chciał przekonać się, co to za pobożna przyjaciółka dopełnia tego świętego obowiązku. Nieznajoma kryła twarz w dłoniach, białych jak alabaster. Po szlachetnie skromnem ubraniu poznać można było kobietę z wyższego towarzystwa.
Zewnątrz podróżna kareta i kilku jezdnych oczekiwało na nią.
Była to panna de la Valliere.
— Pan d‘Artagnan! — szepnęła.
— Pani tutaj? — rzekł kapitan ponurym głosem — o! pani! wolałbym był widzieć cię w mieszkaniu hrabiego de la Fere, przystrojoną w kwiaty, a wtedy pani, on i ja, dalekobyśmy mniej płakali.