Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/297

Ta strona została uwierzytelniona.
—   297   —

— Panie!... — rzekła, płacząc.
— Boś to ty, pani! ty! — rzekł nieubłagany przyjaciel zmarłych — wpędziła ich obu do grobu!
— O! oszczędź mię pan!
— Niechże Bóg broni, abym miał uwłaczać kobiecie, lub łzy jej wyciskać napróżno; ale powinienem ci, pani, powiedzieć, że miejsce mordercy nie jest na grobie jego ofiar.
Chciała mu odpowiedzieć.
— To, co tu mówię — rzekł zimno — toż samo powiedziałbym królowi.
— Wiem, iż jestem powodem śmierci pana de Bragelonne — rzekła.
— A! wiesz to pani!
— Wczoraj wiadomość ta przyszła do dworu. Dziś od godziny drugiej rano przejechałam 20 mil, aby prosić hrabiego o przebaczenie, mniemając, że on jeszcze żyje, i błagać Boga na grobie Raula, by zesłał na mnie wszystkie nieszczęścia, prócz jednego. — A teraz wiem, że śmierć syna zabiła ojca, dwie mam ja zbrodnie do wyrzucenia sobie, i podwójnej też od Boga oczekuję kary.
— Powtórzę pani to — rzekł d‘Artagnan — co mi o tobie w Antibes powiedział pan de Bragelonne, myśląc już wówczas o śmierci:
„Jeżeli duma i zalotność wciągnęły ją do tego, przebaczam jej, pogardzając. Jeżeli zaś miłość tylko była powodem jej upadku, przebaczam jej również, przysięgając, że niktby jej mocniej nade mnie nie kochał.“
— Wiesz pan — przerwała mu Ludwika — że dla miłości gotowa byłam poświęcić siebie, wiesz, com cierpiała, kiedyś mię spotkał zbłąkana, opuszczoną, umierającą. Nigdy odtąd tak, jak dziś, nie cierpiałam, wówczas jeszcze pragnęłam i miałam nadzieję, dziś nic mi do życia nie pozostaje, śmierć bowiem pochłonęła całe me szczęście i złożyła w tym grobie. Bo ja nie umiem kochać bez wyrzutów sumienia, a ten, którego kocham, czuje to, i słuszne to zupełnie, że odda mi też same męki i cierpienia, jakie inni dla mnie ponieśli.