Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.
—   299   —

i żem sama przybyła, aby pożegnać cię!... Bóg mi jest świadkiem, Raulu, że, gdyby życie moje potrzebnem ci było do szczęścia, chętniebym je oddała. Ale nie mogłam ci dać miłości. Przebacz mi więc!... ten raz jeszcze proszę cię o to.
Ułamała gałązkę i zatknęła ją na grobie, potem, otarłszy oczy, ukłoniła się d‘Artagnanowi i znikła.
Kapitan patrzył na odjeżdżające powozy i konnych, potem, krzyżując ręce na wzdętych piersiach, rzekł głosem wzruszonym:
— Kiedyż nadejdzie czas i mojej podróży?... Czegóż człowiek może żądać jeszcze po młodości, miłości, chwale, przyjaźni, sile i bogactwach?... Skał, pod któremi spoczywa Porthos, co wszystko to posiadał, albo mchu tego, pod którym spoczywają Athos i Raul, co więcej jeszcze posiadali?
Chwilę stał niepewny z okiem osłupiałem, potem, nagle prostując się, rzekł:
— Idźmy jednak zawsze naprzód. Kiedy czas nadejdzie, Bóg zawiadomi mię o nim, jak zawiadomił innych.
Dotknął palcami zroszonej ziemi, przeżegnał się jakby wodą święconą i ruszył sam, sam na wieki, drogą do Paryża.