Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.
—   301   —

— A! i cóż to za szczęście sprowadza pana do nas!... — rzekł sokolnik.
— Ja to powinienem do pana powiedzieć, bo w dzisiejszych czasach król częściej używa muszkieterów, niż sokołów.
— Nie tak to było za dobrych czasów — rzekł z westchnieniem sokolnik. — Przypominasz pan sobie te czasy, kiedy król polował na ptaki w okolicach Beaugency? Wtenczas nie byłeś jeszcze kapitanem, panie d‘Artagnan.
— A pan byłeś wtenczas tylko młodziutkim podoficerem — rzekł wesoło d‘Artagnan. — Ale pomimo to, były to dobre czasy. Oj! tak! dopókiśmy młodzi, to zawsze dla nas są dobre czasy, panie nadzorco myślistwa.
— Zaszczyt mi tem czynisz, panie hrabio — odrzekł zagadnięty.
D‘Artagnan nic nie odpowiedział: tytuł hrabiego, który otrzymał przed czterema laty, nic go nie obchodził.
— Nie jesteś, panie kapitanie, utrudzony, a długą odbyłeś podróż — rzekł sokolnik — wszak to ze sto mil będzie stad do Pignerol.
— Sto trzydzieści tam i tyleż napowrót — odrzekł spokojnie d‘Artagnan.
— A jakże się On ma — rzekł zcicha sokolnik.
— Kto?... — zapytał d‘Artagnan.
— Ten biedny pan Fouquet!... — rzekł zcicha sokolnik.
— Niedobrze!... — rzekł d‘Artagnan — biedak bardzo jest zmartwiony — nie pojmuje tego, że wieczne wiezienie jest dla niego łaską; dowodzi, że parlament skazał go tylko na wygnanie, to wolność. Nie przypuszcza tego, aby mógł być skazanym na śmierć, i że ocalić życie ze szponów parlamentu jest wielką łaską Boga.
— O! tak! biedak bliski był bardzo rusztowania!... — odpowiedział sokolnik — mówią, że pan Colbert już dał rozkaz gubernatorowi Bastylji i że wszystko było gotowe do jego egzekucji.
— Skończyło się — rzekł d‘Artagnan z miną zamyśloną, tak, jakby chciał przerwać rozmowę.